O lotnisku Ninoy International w Manili krazy sporo strasznych opwiesci. Wszystkie z nich sa mocno przesadzone, a lotnisko jest zupelnie normalne, choc w porownaniu z super nowoczesnym portem lotniczym w Hong Kongu wydaje sie zaniedbane i stare. Taksowka do dzielnicy Malate, gdzie znajduje sie Friendly's Hostel kosztowala tylko 200 pesos.
Hostel powital mnie karteczka z duzymi czerwonymi literami gloszacymi "NIE dla seks turystyki". (Acha..! Przebiegle wywnioskowalam, ze spotkana na parkingu pani, z polowa biustu na wierzchu i w panterkowych kozaczkach, nie byla zle ubrana, tylko taki miala uniform roboczy.) Seks turystyka to powazny problem na Filipinach. Nie wiedzialam tego, zanim nie zajrzalam do przewodnika LonelyPlanet, ktory kupilam wczoraj. Wielu innych rzeczy tez nie wiedzialam, moja wiedza o Filipinach rownala sie zeru jeszcze pare godzin temu, zanim nie popytalam osob mieszkajacych ze mna w dormie i nie poczytalam dalszych rozdzialow przewodnika.
Z duzym prawdopodobienstwem najpierw rusze na polnoc ku slynnym tarasom ryzowym, pozniej wybiore sie na Palawan, a w okolicach Nowego Roku bede na plazy w Boracay. Wszystko to tylko palcem na wodzie pisane plany, ale lepsze to, niz nic.
Nie mam polskich liter a za dostep do internetu musze placic, podejrzewam wiec, ze pisac na blogu bede niewiele. Postaram sie pozniej uzupelnic relacje o notatki, ktore zrobie w zeszycie. O ile bede w stanie napisac choc kilka zdan dlugopisem, bo juz chyba nie pamietam, jak to sie robi.